Relacja porodowa Basi, 28.05.2011r. Ujastek

Od 28 maja od godz. 21.20 nasz drugi synuś jest już z nami :-) ))

Ignaś urodził się na początku 38 tygodnia - cały czas to wiedziałam, że się wcześniej urodzi. Zaczęło się od tego, że w nocy koło 5.00 zaczęły sączyć mi się wody płodowe. Wstałam i poszłam poczytać w necie, czy koniecznie muszę już jechać do szpitala, bo strasznie mi się jeszcze nie chciało wstawać i po szybkiej lekturze stwierdziłam, że w sumie mogę jeszcze się zdrzemnąć ;-) Pospałam tak do 7.00 i kiedy wstałam, kolejne wody mi chlusnęły. Mignęły mi przed oczami urywki z filmów, w których w takich wypadkach z reguły wszyscy pędzą tak jak stoją do szpitala, ale Darek stwierdził, że on jeszcze nie wstaje, więc poszłam się wykąpać i spakować kosmetyki. Wyczekałam kulturalnie do 8.00, żeby zadzwonić do mojego ginko i do umówionej położnej, na co zaspany ginko kazał mi jak najszybciej jechać do szpitala, a położna stwierdziła, że jak nie ma skurczy to luzik, mogę jeszcze posiedzieć w domu, chociaż jak nie mam wszystkich aktualnych badań, to w zasadzie mogę się powoli zbierać.

Zanim Darek wstał i przyjechali do Michasia (mojego starszego synka) dziadkowie, dotarliśmy do Ujastek po 10.00 (mi wody co jakiś czas się sączyły). Lekarz dyżurny stwierdził, że nie mam kompletnie rozwarcia, skurczy też nie, skierowano nas do sali przedporodowej. Tam sobie siedzieliśmy i rozmawialiśmy, ja rozpoczęłam aktywną część porodu (kręcenie biodrami, wypady do przodu z wydechami, skakanie na piłce itp.) Po jakimś czasie przyszła do mnie dyżurująca położna i stwierdziła, że jest 1,5 cm rozwarcie, więc nie jest źle. Koło 14.00 przyjechała moja umówiona położna i powiedziała, że będziemy czekać aż poród się rozkręci. Darek dopingował mnie do szybkiego porodu mówiąc, że o 20.00 zaczyna się finał Ligii Mistrzów w piłce nożnej i b. by się cieszył, jakbym tak już urodziła ;-) Ech, Ci faceci!

W trakcie czekania obok jakaś kobieta miała przez 2,5 h bóle parte i krzyczała tak bardzo, że ja od razu włączyłam moją mp3 z muzyką, a Darek zaczął oglądać wyścigi formuły 1, żeby się odstresować ;-)  Niestety po ok. 3 następnych godzinach nie było u mnie kompletnie żadnej zmiany – szyjka ani drgnęła, nie miałam taż skurczy. Przyszła do mnie dyżurująca pani doktor i stwierdziła, że powinnam jednak dostać oksytocynę. Cóż było robić – nastawiłam się więc na b. bolesne skurcze i po godzinie rzeczywiście wiłam się z bólu krzycząc „Jezusicku” i śpiewając jakieś piosenki, z których niektóre przypominały arabskie pieśni religijne ;-) Znowu pech, po ok. 2 godzinach (choć już straciłam rachubę, ile to było czasu ), skurcze były już b. duże, ale szyjka jak skała, doszła do 2 cm i ani rusz dalej. Do tego bardzo spadało mi tętno przy skurczach, na co moja położna stwierdziła, że dziecko jest chyba owinięte pępowiną :-( Generalnie bardzo się starała, żebym uniknęła cesarki – masowała mi kilka razy szyjkę (b. bolesne), dawała mi dwa razy czopki rozluźniające i NIC. Znowu przyszła lekarka i stwierdziła, że jak za pół godziny nic nie drgnie, to niestety czeka mnie cesarka. Podały mi jeszcze jakiś środek rozluźniający przez kroplówkę i wreszcie POSZŁO! Potem zaproponowała mi zopa na dodatkowe rozluźnienie szyjki, bo podobno twarda była jak kamień. Rzeczywiście po tym znieczuleniu uwinęłam się w godzinę. Do pokoju porodowego weszłam o 21.10, zaczęłam od pozycji wertykalnej na stojąco robiąc przysiady z wydechem, a potem w pozycji siedzącej z pionowo ustawionym oparciem po 3 skurczach Ignaś pojawił się na świecie, dokładnie 10 minut później. Był owinięty pępowiną wokół szyjki, ale na szczęście dostał 10 punktów apgar. Dobrze, że przypomniałam Darkowi, żeby przeciął pępowinę, bo z wrażenia wszyscy o tym zapomnieli! Ciekawe, że ja to jakoś ogarnęłam (!)

Potem położyli mi synka na piersi, był taki słodziutki i malutki – okazało się, że ważył tylko 2,5 kg. Potem zabrali go na odśluzowanie i znowu położyli mi na trochę dłużej na piersi, złapał mnie nawet rączkami za buzię. Niestety nie mogłam za długo leżeć z nim, ponieważ ze względu na wagę musieli zabrać go do inkubatora na kilkugodzinne nagrzewanie. Podczas porodu nie byłam nacięta, chociaż miałam malutkie pęknięcie. Pobrano mi też krew pępowinową.

Teraz mam w domu dwóch synków, z czego jeden cały czas chce ssać pierś, a drugi cału czas chce się bawić z mamunią. Jak ja to pogodzę?

Dziękuję bardzo za zajęcia, starałam się być aktywna, chociaż niestety natura trochę nie współpracowała. Podobno na zmianę pogody często odchodzą wody płodowe, a było wtedy gwałtowne ochłodzenie i dużo kobiet przyjechało w podobnej sytuacji jak ja.

Pozdrawiam serdecznie!

Basia