Relacja porodowa Martyny, 29 czerwca 2012r. (Ujastek)

 

29 czerwca ok. 5 rano wstając z łóżka poczułam, że zaczęły odchodzić mi wody płodowe. Obudziłam Michała, jednak on przez sen nie podzielał mojego entuzjazmu. 

Po kilku dosłownie momentach poczułam pierwsze skurcze. Powoli więc zaczęliśmy dopakowywać torby. Skurcze się nasilały i odkryłam to czego nas uczyliście – sprzymierzeńcem bólów związanych ze skurczami jest aktywność. Piłka, kręcenie biodrami, spacery po mieszkaniu pozwalało swobodnie oddychać. Jeszcze próbowałam coś zjeść, jednak na daremno poszły moje trudy. Koło 7-8 zadzwoniliśmy do naszej położnej – pani Lidki. Ona zdecydowała, że jeszcze zostajemy w domu i czekamy. Po 10 wyruszyliśmy do szpitala – szybkie badanie i tu miłe zaskoczenie. Ponieważ był problem z miejscem na salach do rodzenia dostaliśmy dodatkową godzinę na spacerowanie. I tak przed 12 weszliśmy do naszej sali. Od godziny 14 niemal bez przerwy przebywałam w wodzie. Bóle były coraz mocniejsze, niestety Lena nie chciała się jeszcze z nami przywitać i musiałam przeczekać kilka skurczy partych. Michał zauważył, że kontakt ze mną jest lekko utrudniony, tak jakbym była na innej planecie (jak się okazało po porodzie z ostatnich 3 godzin niewiele pamiętałam). O 17.10 do wody urodziła się Lena (56 cm, 3730 gr). Była spokojna, a ja w sekundzie wróciłam na ziemię. Wraz z tą małą niezwykłą istotką przeszłyśmy na łóżko ginekologiczne, gdzie lekarz mógł dokończyć swoją pracę, a my wraz z Michałem mogliśmy po prostu cieszyć się obecnością naszej Lenki. Leżała na mnie jedynie okryta tetrą z szeroko otwartymi oczami. Były to dla nas najpiękniejsze chwile. 

Martyna