Relacja porodowa Natalii
20.06.2012r. Szpital Rydygiera

Chciałabym podzielić się swoimi przeżyciami związanymi z narodzeniem mojego synka, Adasia :)

Urodził się w nocy 20 czerwca, dokładnie w trzecią rocznicę naszego ślubu ;)

Cały poród różnił się trochę od mojego planu, ponieważ nie obyło się bez interwencji medycznej. Wszystko rozpoczęło się na 5 dni przed urodzeniem Adasia. W piątek, bardzo delikatnie zaczęły odchodzić mi wody. W sobotę nad ranem obudziłam się już cała mokra, więc razem z mężem pomyśleliśmy, że nadszedł TEN dzień. Ponieważ nie odczuwałam żadnych skurczów, pojechaliśmy jeszcze do przychodni odebrać najświeższe wyniki badań i przy okazji wstąpiliśmy też do lekarza (niestety nie mojego), żeby ocenił jak się wszystko rozwija. Ku naszemu zaskoczeniu lekarz na podstawie usg ocenił, że poród powinien rozpocząć się dopiero za tydzień, a wody mogą przez ten cały czas odchodzić. Wróciliśmy do domu trochę rozczarowani.

Przez cały weekend bardzo dużo spacerowaliśmy i w niedzielę w nocy poczułam bóle, które jednak nie były ani regularne, ani nasilające się. Kolejnej nocy bóle nasiliły się i nie dawały mi spać. We wtorek rano udaliśmy się do szpitala Rydygiera na badanie KTG. Położna, która usłyszała, że wody odchodzą mi już piąty dzień od razu mnie zbadała, kazała pojechać do domu po torbę z rzeczami i wracać do szpitala. KTG nie wykazało żadnych skurczów, ale mimo to lekarka uznała, że urodzę jeszcze przed północą. Podkreśliliśmy od razu, że nie chcemy żadnych środków przyspieszających poród. Miałam wtedy 4 cm rozwarcia, było około godziny 14. Dostaliśmy salę porodów rodzinnych, gdzie rozłożyliśmy swoje rzeczy i mieliśmy czekać na rozwój akcji. Z powodu wcześniej odchodzących wód, dostałam kroplówkę z antybiotykiem. Lewatywa, którą mi zrobiono nie wywołała żadnych skurczów. Chodzenie ani żadne inne sposoby również nie dawały rezultatu. Wody nadal odchodziły, rozwarcie się powiększało, a skurczów nie było. Minęło kilka godzin i zaczęłam żałować, że w ogóle przyjechaliśmy do szpitala. Byłam już zmęczona tym oczekiwaniem. Zastanawiałam się, czy w warunkach domowych akcja rozwinęłaby się szybciej.

Około 18 przyszła położna i lekarka z propozycją podania oksytocyny. Chcieliśmy jeszcze trochę poczekać czy skurcze nie rozpoczną się samoistnie, więc odłożyliśmy decyzję o kilka godzin. Po kilku godzinach uznaliśmy, że jeśli skurcze nie pojawią się do 22, podajemy minimalną dawkę oksytocyny. Nasiliły się bóle podbrzusza, rozwarcie wynosiło już 7 cm, a skurczów nadal nie było. Po podłączeniu kroplówki z oksytocyną, skurcze rozpoczęły się momentalnie. Niestety procedury szpitalne przy podawaniu oksytocyny wymagają zapisu KTG, który odbywał się w pozycji leżącej. To była najboleśniejsza część porodu. Kiedy tylko mogłam,  wskoczyłam do wanny z wodą, która przyniosła ogromną ulgę. Po zapisie KTG mogłam się już ruszać bez ograniczeń, przyjmowałam najróżniejsze pozycje, które akurat były dla mnie najwygodniejsze.

Mąż był nieocenioną pomocą w podtrzymywaniu, podnoszeniu i wszelkich zmianach pozycji, a położna dostosowywała się do mnie. Od podania oksytocyny minęły dokładnie 2 godziny i 50 minut do czasu urodzenia się Adama. Od razu położono mi go na brzuchu, a dokładniejsze badania zostały odłożone na późniejszy czas. Po błyskawicznym urodzeniu łożyska zostaliśmy w trójkę w sali porodów rodzinnych przez dwie godziny, gdzie Adaś po raz pierwszy przyssał się do mojej piersi, a my podziwialiśmy to małe Cudo :)

Rodziliśmy z położną, która była na dyżurze, nie umawialiśmy się wcześniej. Pani Renata była rewelacyjna w trakcie całego porodu, czułam, że w stu procentach jest ze mną i dla mnie. Cały personel na porodówce był bardzo kompetentny i miły. Nikt nie próbował nas namawiać na szybkie podanie oksytocyny i nie czuliśmy żadnej presji związanej z tym, że poród postępuje bardzo wolno (mimo, że zajmowaliśmy najlepszą salę;).

Mimo bólu i ogromnego wysiłku, jaki trzeba włożyć w poród, chwile, które następują po urodzeniu dziecka są tak cudowne, że z radością myślę o kolejnych porodach. Wiara we własne możliwości oraz umiejętność rozluźnienia i relaksującego oddychania to chyba najważniejsze rzeczy, które wyniosłam z zajęć jogi oraz szkoły rodzenia.

Dziękuję :)

Pozdrawiam serdecznie i życzę powodzenia wszystkim przyszłym mamom,

Natalia Szot