Narodziny Jerzyka – Relacja porodowa Asi, 25 sierpnia 2014r.

jerzyk3Tytułem wstępu – trochę inaczej to sobie wyobrażałam i nie do końca tak miało być a termin miałam na 5 września :D

23.08 sobota

Wczoraj skończyłam 38 tydzień, więc dziś miałam jechać na ostatnią morfologię i mocz. Już mieliśmy wychodzić z domu a tu czuję, że coś leci i to nie jest poranny wyciek śluzu… za dużo! Założyłam wkładkę, ale zanim wyszliśmy zmieniłam ją na podpaskę a drugą wzięłam do torebki. Na badaniach trochę się z pielęgniarkami pośmiałam  generalnie miałam jasność co się święci.

Po powrocie do domu dopakowałam walizkę i naiwnie wierząc, że jednak mi przejdzie, położyłam się na drzemkę.

Na obiad wybieraliśmy się całą trójką do miasta a potem do znajomych po fotelik do samochodu dla Jerzyka. O ile w restauracji było spoko, bo wyciek zatrzymał się na ok 2h to u znajomych w zasadzie nie wychodziłam z łazienki (dobrze że wzięłam ze sobą majtki i spodnie na zmianę). Zadzwoniłam do szpitala (Żeromski), bo jakby nie było wody sączyły mi się od 8 rano i chciałam wiedzieć co dalej! Pani kazała najeść się porządnie, wykąpać się i najpóźniej zjawić się przed 20. I tak też zrobiliśmy. Jagódka kiedy usłyszała, że jedzie do babci na noc, bo dzidziuś postanowił wyjść, aż zapiała z zachwytu ;)

Na izbie tona papierów do wypełnienia, więc w sumie dobrze że nie miałam skurczów, bo na spokojnie powypełnialiśmy. A potem niestety czekało na mnie łóżko na patologii i antybiotyk dożylnie… W nocy nie było spania, bo w pokoju było nas 4 i wszystkie na zmianę miałyśmy ktg, kroplówki i takie tam. Ok 23 zaczęła mi się fajna akcja, regularne skurcze co 8 minut, każdy powyżej minuty, takie fajne na które się czeka. I tak przez godzinę a potem akcja zdechła…

24.08 niedziela

Niedziela w szpitalu jest super, obchód był łaskawie koło 11, generalnie nikt się niczym nie przejmuje, mają luzik. Dali mi do wyboru – albo wywołujemy dziś, albo czekamy do poniedziałku czy znowu jakaś akcja się zacznie a jak nie to wywołujemy. Dzień minął na niczym oprócz ktg i antybiotyku. Ok 18 znowu akcja się wznowiła na godzinę a potem padła… czyli już wiedziałam co będzie w poniedziałek.

25.08 poniedziałek

Dzień zaczęłam o 4 rano antybiotykiem, potem chwilę dospałam, kąpiel, 2 kroplówki nawadniające i już po 7 byłam na porodówce. Mój nowy przyjaciel stelaż z oksytocyną był ze mną cały czas. Trafiła mi się świetna położna Kasia Grabowska, gdyby nie ona to nie wiem jakby się to skończyło. Położna powiedziała, że mam super plan porodu jednak w obecnych warunkach 2/3 jest nie do zrealizowania… Kroplówka szybko zaczęła działać, skurcze dość regularne, gorzej było z moim rozwarciem. Dopóki mogłam chodzić, siedzieć na piłce to było spoko, nawet mimo stelażu. Potem jedno ktg na łóżku jakoś zniosłam. Znowu miałam dowolność ruchów. Po drugim ktg miałam iść pod prysznic, ale już pod niego nie dotarłam… Małemu spadło tętno (jak się potem okazało pępowina zaciskała mu się wokół brzucha) i nagle jak spod ziemi wyrosła lekarka z papierami do cesarki i w tej samej chwili zaczęłam niekontrolowanie szlochać, nie mogłam nad sobą zapanować. Fred zaczął mi czytać co mam podpisać, sam się wkurzył bo część o tym co mi mogą „zepsuć” to mega hardcore. W międzyczasie położna założyła mi do nosa rurkę z tlenem i miałam wrażenie, że to już koniec. Na całe szczęście kazała mi przestać płakać, bo te papiery to na wszelki wypadek bo potem mogło nie być czasu. I ja nie wiem czy ten stres tak na nas podziałał, ale nagle z 4 cm zrobiło się 9 cm i już czułam, że muszę przeć! Na całe szczęście odpięły mnie od ktg, ale z łóżka już nie zeszłam. Mimo szczerych chęci położnej, nie udało się ochronić krocza, było nacięcie, ale inaczej bym pękła nie wiadomo w którą stronę. Żylaki o które tak się martwiłam nie dały o sobie znać ;)

Kiedy główka wychodziła dotknęłam mięciutkich włosków a już za chwilę Jerzyk leżał na moim brzuchu a potem przez ponad 2h był przyssany do piersi :)

Epilog – w szpitalu spędziłam 6 dni, piątego dnia kiedy myślałam, że już wyjdziemy a okazało się, że jednak nie (małemu ciutkę wzrosło CRP i musieli to sprawdzić) płakałam chyba godzinę, bo tak bardzo tęskniłam już za Jagódką i domem. Poród z oksytocyną to jest niezła jazda, mając porównanie do pierwszego porodu, który obył się bez niczego, jestem dla siebie pełna podziwu, że teraz też obyło się bez znieczulenia, bo miałam krótki moment zawahania ;) Lekarka elegancko mnie zszyła tak, że po tygodniu mogłam już spokojnie siedzieć. Chyba przejęła się naszą opowieścią o poprzedniej spapranej robocie i 3 krwiakach ;)

 

Pozdrawiam serdecznie i widzimy się za niedługo na baby jodze :)

Asia