Relacja porodowa Małgosi – Narodziny Adasia, 5 stycznia 2014r.

5 stycznia o 17:40 przyszedł na świat Adaś. Już noc wcześniej wydawało nam się, że zacznie się cała akcja porodowa, gdyż zaczęły sączyć się wody i pojawiły się regularne skurcze tylko że po 4 godzinach ustały. Kolejnej nocy sytuacja się powtórzyła, ale tym razem oprócz wód zaczęły odchodzić śluzy  a skurcze nie ustawały. Nad ranem zdecydowaliśmy się pojechać do Szpitala Żeromskiego, chociaż odstępy między skurczami były nadal spore (ok. 9 minut). Niepokoiły mnie odchodzące wody i wolałabym żeby lekarz ocenił całą sytuację. Na miejscu okazało się że mam 2 cm rozwarcia a skoro odchodzą wody to lepiej żebym została już u nich, bo w takiej sytuacji za parę godzin należy podać antybiotyk ,żeby nie dopuścić do wtórnego zakażenia wód. Postanowiliśmy zostać, chociaż wcześniej myśląc o porodzie wyobrażałam sobie, że do szpitala przyjedziemy już na sam jego koniec. W szpitalu personel się nudził, bo nie było żadnego porodu, mogłam sobie wybrać salę i skompletować sprzęt do ćwiczeń jaki mi pasował. Na korytarzu cisza i spokój, sala na tyle duża, że mogłam swobodnie sobie chodzić, w razie pytań położna w niedalekiej odległości od sali – takich warunków nie miałabym nawet w domu :) . Gdy skurcze były jeszcze słabe to wykorzystałam ten czas na ćwiczenie oddechu i wsłuchiwanie się w siebie. Gdy skurcze trwały dłużej a odstępy między nimi były już coraz krótsze miałam już wyćwiczony schemat oddechu i wewnętrzny spokój ;) . Początkowo dużo chodziłam, a gdy skurcze nasiliły się to drabinka okazała się moim najlepszym przyjacielem, na początku na stojąco podpierając głowę i kołysząc się na boki, a potem już nieco niżej w czymś przypominającym malasanę. Oczywiście zastosowany przez mojego męża ucisk na kość ogonową był obowiązkowy w trakcie skurczu, co było moim numerem dwa (zaraz po oddechu) przetrwania w skurczach. Tuż przed końcówką pierwszej fazy porodu ze względu na zrobienie zapisu KTG przeniosłam się z pod swojej drabinki na łóżko porodowe złożone do pozycji siedzącej. Nie planowałam w niej zostać do końca, ale okazało się całkiem wygodnie, okolicą kości ogonowej naciskałam na podparcie pod plecami (w końcu mój mąż mógł trochę odpocząć) a z tyłu za głową znalazłam sobie wygodny uchwyt na ręce dzięki czemu przód ciała miałam otwarty. Tak zostałam do końca. Druga faza porodu potoczyła się sprawnie i okazało się że trwała 10 minut (szybko w porównaniu z pierwszym porodem kiedy zajęło to wtedy prawie dwie godziny). Trzeba przyznać, że skupienie się na oddechu wymaga olbrzymiej koncentracji i skupienia, zdarzyło mi się może dwa razy pogubić w oddechu i czułam olbrzymią różnicę i wewnętrzny chaos, ale to właśnie dawało mi motywację że warto wejść oddechem w skurcz. Pod koniec właściwie nawet nie musiałam przeć wszystko samo się toczyło, położna wręcz instruowała mnie żeby tego nie robić na siłę, tylko tyle ile czuję. Położnej udało się ochronić krocze. Cała akcja porodowa odbyła się bardzo kameralnie, tylko z położną no i mężem. Bardzo się z tego cieszę, nikt mnie nie rozpraszał :) . Okazało się, że lekarz był w tym czasie zajęty cesarką i przyszedł już po wszystkim właściwie tylko po to żeby zapytać jak się czuję. Adaś urodził się zdrowy i ważył 3180g (był ważony już bez pierwszej smółki, która w trakcie naszego pierwszego kontaktu wylądowała na mnie). Muszę przyznać, że czułam olbrzymią satysfakcję z porodu i byłam z siebie dumna ;) . To wszystko zasługa dobrym radom wysłuchanym w trakcie zajęć jogi dla kobiet w ciąży w Joga Centrum za co serdecznie dziękuję!