Relacja porodowa Asi, 24.03.2011r. (Ujastek)

Mała Vera Louise urodziła się 24.03 o 20.00 wieczorem, dwa dni po tak zwanym terminie.

Chciałam dzisiaj dotrzeć na zajęcia z chustami, ale na drugi dzień po wyjściu ze szpitala spadło na mnie pisanie projektu teatralnego.

Mam nadzieję to jakoś nadrobić.

Chciałam podziękować za zajęcia jogi, bardzo mi pomogły podczas porodu, czułam się silna, choć, jak się okazało, mam „leniwą macicę”. Poród był cudowny, dla mnie to bardzo mistyczne przeżycie, które zmienia wszystko, choć absolutnie nie był idealny.

Rodziłam na Ujastku, gdzie musiałam się najpierw pokłócić z dwoma lekarzami, potem wezwać położną, na koniec zdecydowałam się na wlew z oksytocyny, aby trochę podrasować moja rozleniwioną macicę, bo skurczy maszyna nie rejestrowała, choć ja jak najbardziej je czułam.

Do szpitala dojechałam z 6 cm rozwarcia, a z ktg wychodziło, że moje skurcze są na poziome 0:) wiec sobie tańczyłam i śpiewałam licząc, że się weźmie do pracy, ale na sam koniec ją postymulowaliśmy farmakologicznie.

To poród, który naprawdę wspominam dobrze. Rodziłam z Dorotą Dudziak, polecam.

Natomiast masakra zaczyna się po porodzie, gdzie byłam świadkiem, jak można systematycznie wprowadzić dobrze nastawioną młodą matkę do paranoi.

Na oddziale obowiązuje terror spadku wagi i dokarmianie. Położne są niemiłe, traktują cię jak kretynkę, która nic nie wie i w zasadzie lepiej by było, gdyby nie pytała. Żerują na ignorancji i braku doświadczenia dziewczyn po porodzie. Cieszę się, że to moje drugie dziecko, bo się nie dałam zmanipulować. Nikt nie pokazał mojej sąsiadce z pokoju jak karmić, mówili tylko, że dziecko za mało przybiera i że z zegarkiem w ręku trzeba karmić, jak nie to butelka! 15 min na każdą pierś etc. W końcu ja jej pokazywałam, jak karmić i uspokajałam, że nie ma się co dać zwariować.

Taki to ten Ujastek jest…

Tymczasem pozdrawiam ciepło i wiosennie i do zobaczenia na zajęciach z baby jogi.

Asia