RELACJA PORODOWA BASI

porod_doboszA więc jest to relacja zwłaszcza dla tych, którzy boją się porodu:)

Moje nastawienie do tego wydarzenia było raczej spokojne i szczerze mówiąc nie bałam się, no bo co tu się bać, jak Aga zachwalała? Szóstka dzieci to też dowód, że nie może być tak źle:)

Poniedziałek, 6 rano. Hm… chyba nie posikałam się do łóżka?…. No nie… zaczęły mi odchodzić wody. Tylko troszeczkę, początkowo nawet nie byłam pewna czy to to. Miesiąc przed czasem. A lekarz mnie prosił- niech pani nie rodzi przed długim weekendem. No sorki, jak wiemy to dziecko decyduje i zdecydowało, że w brzuchu to już nuda:)

Tomek- panika. Panika przez duże P. Szybko, musimy jechać do szpitala. Ja, oaza spokoju. Idź po papierosy, po kawę, przewietrz się, ja tu sobie wezmę prysznic, spakuję się, zjem śniadanie. To nie jest doktor Quinn, albo inny ostry dyżur, to nie trwa kwadrans. Koło 10 wód już było trochę więcej, zadzwoniłam do położnej, chcąc usłyszeć, że tak, nie ma co odkładać, trzeba już jechać. A więc taksóweczka i do Siemiradzkiego. Badania i papierologia. Polecam wypełnić plan porodu i kartę, którą od was dostaliśmy na szkole rodzenia. Bardzo wszystko przyspiesza. Obowiązkowo antybiotyk (bo wcześniak) i sterydy żeby jeszcze płucka podrosły ekspresowo. Nie podpisałam zgody na oksytocynę. Można. Badanie. Okazuje się, że rozwarcie trzy centymetry, żadnych skurczy. Porodówka. Nie przestraszcie się, bo wygląda rodem jak z horroru. Miętowe kafle na ścianie i ogólnie trochę obskórnie. Położna – Danuta Mazur. Bardzo miła przez cały czas. Przy samym porodzie trochę ostra i nerwowa, ale jak dla mnie to na plus, bo przynajmniej słuchałam co robić. Nikt mi nie chciał wierzyć, że jak to się zacznie na dobre, to pójdzie migiem. Może wieczorem Pani urodzi, może nawet rano. hahahahah. Chyba wiem lepiej:) Do południa skurcze lekkie, takie, że lekko kręcąc biodrami i masując plecy nadal jest bardzo ok i rozmawiam normalnie z mamą. Koło 13:30 zaczęły się te silniejsze. Uczucie, o którym nikt Ci nie powiedział- nie boli macica, plecy, cokolwiek czego się spodziewasz. To nawet nie jest ból. To ogromny dyskomfort! Coś jakby… za przeproszeniem… patyk utkwił Ci w d…. :P Bardziej chyba się martwisz, że stanie się coś … nieprzewidzianego:P A więc- 13:30 i skurcze co 10 minut. Takie, że przez minutę po prostu nie mówisz i głęboko oddychasz. Sapanie bardzo pomaga:) No…. to było kilka takich skurczy, może 5. Tomek zapytał, czy może wejść, powiedziałam, że ma jakieś 7 minut, zanim znów mnie złapie skurcz i wtedy chcę żeby wyszedł. Wszedł, zielony na twarzy, przerażony milion razy bardziej niż ja:) Pogłaskał mnie chwilę po policzku, no i okazało się, że oto proszę państwa, po 60 sekundach mamy skurcz, który się nie kończy. Ogólna panika wśród personelu i przyspieszenie tempa. 14:47. Nikt się nie spodziewał. Poza mną:) Mówiłam, że żadna z nas nie będzie się tutaj cackać. Umowa z Małą była, że ma być szybko i bezboleśnie na ile się da:) Dotrzymała słowa:) 14:47. Badanie, główkę już widać. Ledwo zdążyli rozłożyć pode mną łóżko, podłożyć podkłady itp. Pierwsza rzecz, która mi się nie podobała – może dlatego, że tak szybko to się działo – nie było mowy o wyborze pozycji, a trzeba przyznać, że półleżąca jest najgorsza. Po prostu czujesz, że mogłoby być inaczej, wygodniej. Mało miałam siły, żeby samej sobie trzymać nogi w powietrzu, jak już było przy tym z siedem osób, to ktoś mógłby pomóc, bo mi nogi latały jak galaretki… Tu już nie czujesz bólu, tylko coś jakby duże obciążenie przy kości ogonowej. Parcie, na filmach pokazują jak kobieta się męczy, nie wiadomo ile siły w to wkłada, a tutaj akurat sprzymierzeńcem jest skurcz, który po prostu wypycha dziecko. Dwa razy pchnęłam i już. Niestety nie obyło się bez nacięcia krocza, ale Mała miała krótką pępowinę i do tego wcześniak, to chcieli jej trochę ułatwić. 14:55 Mała leży mi już na brzuchu. Samo uczucie wychodzenia główki jest zupełnie niebolesne, jak jeszcze wody wytryskują to jest mega ulga, a jak główka to już w ogóle, niesamowite uczucie ulgi i lekkości:) Naprawdę niezły kop:) Przez minutę – dwie wychodzi z Ciebie niezły wojownik:) Dobra uwaga od położnej- zamknąć usta, a otworzyć oczy:) 14:55 już po wszystkim. 9/10 punktów. Zabierają ją niestety szybko, żeby sprawdzić płuca, ale wszystko ok. Potem zakładanie szwów. Jakby tak złożyć wszystko do kupy, to wenflon, lidokaina, zastrzyk z antybiotykiem i sterydami bolą bardziej niż sam poród :) a… no i minus ma u mnie lekarz za wyciśnięcie ze mnie łokciem łożyska. Chronisz ten brzuch przez 9 miesięcy, to potem przykrym uczuciem jest kiedy ktoś Ci go naciska tak, że pępek masz przy kręgosłupie. No ale to chwila moment. Godzinkę sobie poleżałam, odsapnęłam, nogi mi się uspokoiły i normalnie jak gdyby nigdy nic poszłam na salę poporodową. Nawet nie zdążyłam się spocić tak naprawdę :) Poza krwawieniem, które po trzech dniach jest naprawdę znikome i szwami, które jeszcze się rozpuszczają, nie wiem, nie rozumiem o co może chodzić z obrażeniami poporodowymi. A.. wiem… zrobiły mi się rozstępy wewnątrz prawego uda:P Drobnostka:) Polecam wszystkim, fajnie jest się poczuć tak silnym:) Demonizowaniu i straszeniu mówimy zdecydowane nie! :) Basia

Naprawdę- gdybym miała przeżyć to jeszcze raz, to bez problemu:)

Właściwie to naprawdę ból- znikomy, większy dyskomfort i takie psychiczne poczucie, że coś się może stać, typu: flaki wyjdą Ci na drugą stronę:P Ale to też działo się naprawdę tak szybko, że ja trochę nie zdąrzyłam załapać, że to już:) W ksiązeczce zdrowia mam wpisane II faza porodu- 5 minut:) no i rzeczywiście tak było. Przez większość czasu była ze mną mama, potem chwilę Tomek, właściwie w ogóle tego nie planowaliśmy- mama przyszłą w odwiedziny, skontrolować wszystko itp i po prostu została. Ominęło ich tak naprawdę tylko te 5 minut, bo kazałam im wyjść. Super, że wzięłam sobie colę na salę porodową, bo nie wiem czy gdyby nie ta dawka cukru czy miałabym siłę:) no i Tomek ledwo wyszedł, zdarzył usiąść na kanapie na półpiętrze i usłyszeli krzyk. Mama mówi- no, to już. A Tomek- e, nie. Niemożliwe. Przeciez przed chwillą tam byłem i Basia po prostu sobie leżała Mama- już już. -Eee, to jakies inne. -Nie, nie Tomek, to już Twoje. No i minutę póżniej przewozili małą na noworodki. Lekarz do nich podszedł i mówi, że płucka w porzadku. Na co Tomek- chłopiec czy dziewczynka? Lekarz: nie wiem, na płuca patrzyłem:) aż się wrócił, żeby sprawdzić:) Dziewczynka:) Mała nawet się przy porodzie nie obudziła:) Dopiero jak jej pępowinę odcięli to zorientowała się, że coś tu się zmieniło:) 9/10. Po pieciu minutach 10/10. Nieduza, bo 2800, ale to i tak podobno bardzo dobra waga jak na miesiąc wcześniej. Dużo je, dużo spi, jest przeslodka i przesliczna. Oboje tak bardzo NIE CHCIELISMY miec dzieci, a teraz nic tylko siedzimy i sie na nia gapimy:) Tomek ciągle robi zdjecia i powtarza, jaka ona jest slodka:) ja osobiście czuję się dobrze bardzo, trochę nie śpię- wiadomo:P nic mnie nie boli, brzuch jest niemalże płaski, co jest strasznie smutne, bo go uwielbiałam. Tak pusto trochę. Krwawię już tyle co nic. W sumie przez całą ciążę dużo przytyłam, bo 18 kg, ale 9 już zrzuciłam. 6 po porodzie i 3 od tamtego czasu. Mała miała być Barbara Antonina, ale jak tak na nia patrzę, to w ogole nie wygląda na Baśka, tylko na Tośka, więc będzie Tosiek:) Najgorzej z tego wszystkiego wspominam szpital- trzymali nas 9 dni, dla pewnosci, no bo wczesniak. Dramat. Kobiety leża w barłogach, bo nie da sie tego syfu opisac slowem łóżko. Przykre to, ale dziewczyny na mojej sali w więszości- nie umyte, okna zamkniete, mimo, że bylo naprawde goraco. Po nocy podpaski i pieluchy leżące na podlodze. Koszule nocne, w ktorych rodzily nie zmieniane przez dwa dni. Przez dwa dni raz widzialam, kiedy 1 na 4 poszla pod prysznic. Ja pierwszego dnia myłam się chyba z 6 razy, bo faktycznie, strasznie sie potem pocisz, no i krew itp wiadomo. Kobiety bardzo zaniedbane. Rozumiem, ze mozesz sie troche gorzej czuc, wiadomo, ze to jednak spory wysilek, ale ja drugiego dnia glownie chodzilam po korytarzu, ubralam sukienke, a nie koszule nocna, bo przeciez nie jestem chora, tylko czekam na dziecko:) Zresztą nie mogłam wygodnie usiąść bo mi szwy przeszkadzały, no i któraś  z położnych też mówiła, że chodzić jak najwięcej, to szybciej sie wszystko w środku oczyści i wygoi. No i prawda to. Tak że nastepny poród wszędzie tylko nie w szpitalu, bo co z tego, że personel super, jak patrzysz na te zmachane życiem matki i już Ci się robi gorzej..9 dni z kobietami, które wstając ZAWSZE mówią „łojeeeeezuuuuus” źle dziala na psychikę.  Więc następnym razem dom, stodoła, wigwam, cokolwiek tylko nie szpital :)

Pozdrowionka, Basia